i sosna tańczy na wietrze
wtedy w jezioro łąka się zmienia
i nagie widać w nim dziewczę.
A z wodorostów piana się wznosi,
chłopięcą postać przybiera,
szepczą nieśmiałe kropelki rosy
ptactwo na chwilę zamiera.
I już oboje w objęciach płyną,
lekka unosi ich fala,
z oczu w odmętach wzburzonych giną
i wyłaniają znów dalej.
Teraz na samym środku przystają,
patrzą szczęśliwi na siebie
i już całują i już kochają,
w błękitnej toni jak w niebie.
I już nadeszła mgła ciepła, gęsta
z jeziorem całym ich skryła
a gdy spływała to pod nią łąka
mokra wciąż jeszcze tańczyła.