i w pocałunku ust moich smak,
gdy złoty księżyc był naszym drużbą,
kiedy szeptałaś nieśmiałe:tak.
Zapomnisz trawy jeszcze gorące,
bukiet piwonii, gałązkę bzu,
wstające wolno zza drzewa słońce,
splecione ręce, aksamit słów.
Zapomnisz łąki wiatrem głaskane,
błękit jeziora, szum morskich fal,
i to wieczorne przekomarzanie,
i niepoznaną przed nami dal.
Zapomnisz zamki i stare grody,
leśne zakręty, wilgotny mech,
kwitnące kwiaty w tamtych ogrodach
i spacer pośród śpiących już drzew.
Zapomnisz pierwszy uśmiech na twarzy,
i mały smutny klonowy liść,
i zapytanie: o czym ja marzę,
pod gołym niebem ubrane sny.
Zapomnisz wszystko, lecz ja spamiętam,
przywołam ciebie na powrót tu,
z nieodgadnionych, szarych odmętów,
albo na jawę, albo do snu.