Piękny, bogaty, wręcz super!
Komu się nie podobam,
Zaraz pokażę mój kuper!
Moje słowa – muzyka,
moje czyny – poemat,
moja ciało to marmur!
Ot, wyczerpałem już temat!
Hm…
A ja…
Słucham, oglądam, oceniam,
choć skromny jestem z natury…
Faktycznie, kawał to pawia,
co wali wciąż z grubej rury…
Może i ładny, może wspaniały,
lecz się nie różni od
zakutej pały…
Ślinę zebrałem,
głośno splunąłem,
w tył zwrot zrobiłem,
we mgle zniknąłem…
Hej, hej, gdzie jesteś?!
Mój towarzyszu?!
Zaraz coś jeszcze ode mnie usłyszysz!
Muszę się chwalić i pokazywać!
Czemu zacząłeś się przede mną skrywać?
Pokaż się! Pokaż!
Zawsze tu stałeś!
Na tych co poszli, się nie oglądałeś!
Z ukrycia tyrady dalej słuchałem…
Powoli, krok w krok, głębiej się chowałem…
On dalej wołał, wręcz wrzeszczał zdziwiony,
ku pustce przestrzeni swe farmazony…
Wreszcie znużony, zębami zgrzytnął,
tupnął, podskoczył, a potem…
Zniknął!