niczym czeladnik
praktykant życia . . .
Pomiędzy wersami błąkam się
w tajemnych przejściach
tak mało uczęszczanych.
Spotkać musiałem kiedyś
ślepy zaułek
Zagłębiając dno słowa
Babcia nie uczyła mnie
nie mówiła jak wygląda powierzchnia
odeszła zbyt wcześnie
wtedy:
Ugrzązłem w mule
straciłem wzrok
gliną zachłysnąwszy się
dusi bez powietrza
W dwójnasób walczę
interwałem
przepasając oddechem
jakby boxer zwycięskim pasem
wtedy jestem przy tobie
obejmuje czule zwyciężając
składam pocałunek na polikach
maleńkich- najdelikatniejszych
pagórkach subtelnego raju.
-Bądź mi życiem,
domem, który odbuduje
gdzie zawsze będę mógł
przychodzić wracając
i zostawać !
nie straciłem nigdy wiary
mogłem jedynie
ślepcem być
w głębinie ciemności jądra
pogrążony . . .
wyciągnęłaś na powierzchnie
gładką od promieni słońca i księżyca
jak istny Bóg wskazujesz drogę
do prawdy i szczęścia.
Kocham te kwiaty
kwitnące nawet
w jesień i zimę.
Pobłogosławione dotykiem głowy
przez niego by dwa serca
złączyły się na wieczność
tak niewinnie otulone kocem
bez krzyku i złości
a jedynie zatroskane wspólnymi siłami
Teraz nie ma we mnie strachu
że zaplątam się i udławię kością
Teraz mogę życie pić
do szpiku kości
i krwi !