Powrót do gniazda uwitego przez siebie
Umysł i ciało rzucone na kolana
Pośpiesznie głowę na poduszce układa
Podnosi kotwicę odpływa od brzegu
Portu w którym ludzi tak wielu
Kompasem serce kierujące rejsem
Prowadzi co noc w to samo miejsce
Okręt mój dobija wreszcie do celu
Wychodzę stopami szuram po piasku
Widok oczy wpatrzone przemógł
Zawżdy sił zastrzyk w tym blasku
Ledwo przybył udaję się z powrót
By jutro wyruszyć w tę samą podróż
W poszukiwaniu własnej Arkadii
Kościelne dzwony biją- my zapominamy