drogę zamkniętą złotą wstęgą,
przeciął ją nożycami wpół
i wszedł ze swą królewną.
Neonów blask otaczał w krąg
królewską zacną parę,
spleceni szli dotykiem rąk,
powoli, coraz dalej.
Niby złowieszczy rechot żab
znajomym się wydawał,
król nie wiadomo czemu słabł,
przystawał i przystawał.
Królowa była w pełni sił,
lecz berła wziąć nie śmiała,
królewski rubin pięknie lśnił,
wokoło już jaśniało.
Wtedy ciekawski wyległ tłum
podobny do szarańczy,
nobliwy dobiegł drzewa szum
i krzyki:przebierańcy.
I nim Zygmunta rozbrzmiał dzwon
królowa powiedziała
-chodźmy kochanie teraz stąd,
niechaj się rządzą sami.
Król bardzo słaby ale wstał,
w mariacką spojrzał wieżę,
skinieniem głowy znak tylko dał,
wrócili,gdzie? Nikt nie wie.