skrzywione neony błazeńsko mrugają,
kto żył bez miłości prawi o kochaniu,
jedne tylko świerszcze jak grały tak grają.
Więc pójdźmy za nimi jak orszak weselny,
niech dłoń twoja ciepła nie broni rozkoszy,
mowa się sama uczyni płomienną,
a głębszym jeszcze błękit twoich oczu.
Lecz czemu wiatr wieje nieznaną tęsknotą?
Łąka wilgotną i chłodną się zdaje?
Dotyk twojej dłoni okrutną był psotą,
nie było jej dzisiaj, nie było jej wcale.