zbyt wiele szarości jest we mnie od dawna,
a wszystkie kontury bledną z każdą dobą,
potrzeba mi Twojej fantazji malarza.
Stoję taki bez barw, z miną niewyraźną
i czekam na Twoje pierwsze ruchy kredką.
Z pudelka wyjmujesz tę pierwszą, tę czarną,
poprawiasz mój kontur swą ręką, tak prędko.
Czerwień na me usta, me ciało nie warte,
dodajesz błękitu, zieleni tej nocy.
Na zewnątrz postaci tę żółtą poświatę,
zaś brązową kredką malujesz mi oczy.
Należę do Ciebie, do Ciebie tej nocy.
Zamaluj całego mnie tak od stop do głów.
Rób to z namiętnością, a kiedy już skończysz,
to szepnij mi do ucha: "kolorowych snów".