Znalazłem wilgotną od łez pochodnię;
Znajduję iskrę aby ją rozpalić;
Wkraczam w świat, który kiedyś chciał mnie zabić...
Przez korytarze pełne nietoperzy;
Gdzie potłuczone szkło w nieładzie leży ;
Przebrzydły fetor od puszek zgniecionych;
I coraz głebiej do tego, co tak boli...
Płomień pochodni liże starą półkę;
Jest na niej czaszka, ma ironiczny uśmiech;
Nagle przemawia, mówi do mnie głosem;
Dlaczego odszedłeś, wróć do mnie... Proszę...
Uciekam stamtąd, nie z krzykiem a z rykiem;
Nie wrócę tam nawet z dobrym przewodnikiem;
Docieram po długim biegu na powierzchnię;
...Dziękuję Ci Panie, że tutaj jestem!