tworzą pasma błękitnego stanu
gdzie skóra władczo
nasiąka dotykiem ciał obcych
gdzie sprawy jasne
chowają się pod płachtą unieważnień
karmione owocem spod jej niemych ruchów
wyczulonym zmysłom na konsumpcje rzucone
przez otwarcie jej dłoni i upust pyłu
jaki schować by chciał się w jej liniach papilarnych
odchodzi bezwiednie
niewinnie zsyłając kurz
dziś nie dba o proporcje
by zaznać kres uznanych reguł
przez podmioty rutynowych żądz
kamieni leżących
ponad żonglerami życia