a jakby wieczność minęła
odkąd udałeś się w podróż
nie zabierając ze sobą bagażu
z pociągu którym jechałeś
wysiadłeś kilka stacji za wcześnie
nawet nie zauważyłem kiedy
i nie uścisnęliśmy sobie rąk
na pożegnanie
dostałeś gładką pościel
my tutaj mamy ciągle wymiętą
wybielono Cię i odziano
w szaty czyste jak gołębica
i gładkie jak lazur nieba
my nosimy szare ubrania
i nie możemy ich doprać
staramy się też zmyć brud
z naszych rąk
lecz stał się już częścią nas
poplamieni musimy dalej żyć
śpiewasz teraz w chórze anielskim
skała sączy swe łzy
my tu na dole fałszujemy
bo sami dobieramy się w chórki
najadłeś się wreszcie do syta
my nienasyceni
próbujemy wypełnić próżnię
nie wiemy jednak
jakim kształtem i materiałem
pewnie siedzisz teraz pod drzewem
ubrany w cienie jego gałęzi
jedząc jabłka wieczności
a my tymczasem musimy
jeść w pośpiechu
nie możemy za często siadać
może pozwolą Ci to przeczytać
byś nadal wiedział, że usiłujemy
tą przerwaną nić połączyć
w komorach naszych serc
może kiedyś się spotkamy
na pokazie slajdów
całą grupą usiądziemy w śmiechu
bo tutaj oglądając
te zatrzymane kadry
trudno opanować
kaskady łez
* wiersz dedykowany mojemu przedwcześnie zmarłemu kumplowi Krystianowi. Rest in peace