gdy ta tak wiernie w oczy twe zagląda<br />
bogacisz szyje ważki co w tańcu zastyga<br />
na krótką chwilę świata w malignie rozpostartego <br />
lękasz się źródeł<br />
ujście też kolebką snu a może i znojem<br />
w nurcie świst ryby<br />
w nurcie strach piórem zapisany<br />
po wodzie wiatrem zamiata ogon czapli<br />
i jeszcze słońca niedomkniętego pejzaż<br />
co w płótnie zamknięty na świata pokoleń lasy<br />
wzrokiem współczesności nigdy niepoznany<br />
zatonie w salonach ludzi nadmężnych<br />
<br />
żeka jak witraż<br />
w starym kościele więzionym lip gromadą<br />
żeka jak sumienie<br />
wytarte i tanie jak wódka pod ladą<br />
żeka macocha<br />
adopcji twej życia<br />
żeka pośrodku<br />
bycia i nie bycia<br />
żeka jak kołdra<br />
koc stary a ciepły<br />
żeka jak rynsztok<br />
płyniesz żywy a jednak już i wciąż zdechły<br />