do szeroko rozpostartych dłoni żlebów danych<br />
do szpaków radośnie w wiośnie skąpanych<br />
do gzymsów kalecząc błękit nieba stromy<br />
do polan w niebiesiech tak łatwo zgubionych<br />
do czapli samotności w mgle rogiem jelenia<br />
do gwiazd i cudu poczęcia zdumienia<br />
do dłoni łagodności dolin nadcichych<br />
do wzgórz Libanu w uniesieniu rozmytych<br />
do szpady w plecy wbitej<br />
do uczuć nagości i prawdy zakrytej<br />
do biegu zadyszki i płuc mych zuchwałych<br />
do pożogi i świtów zbyt krótkich a małych<br />
do kolebki snów podłych w tę zimę<br />
do kwiatów sukienek prowadząc kalinę<br />
do jaskrawej tętnicy i maligny marzeń<br />
do biegłości tęsknoty w opuszku zdarzeń<br />
do chleba smaku i krwi warg potem<br />
do jaśminu zapachu i oczów ze złotem<br />
do uśmiechu i płaczu jak deszcze na jesień<br />
do czarów i guseł czeluści uniesień<br />
do życia w tęczy i kwitów zapachu<br />
do życia a śmierci krawędzi w niej strachu<br />
do potu i brudu i startych łachmanów<br />
do nikogo i kurzu w galopie tumanów <br />
do samotności i drogi polnej rozstaju<br />
do sadów wiśniowych utraconego mi raju<br />
przywykłem ...<br />