czekam kiedy sporządzisz mi posłanie ze słomy pszennej<br />
myśli o tobie na smyczach zmysły me wodzą<br />
tak umieram chocholim snem w śmierci mej zwiewnej<br />
<br />
otwórz mi sadu twego furtkę<br />
gdzie raz ostatni dotknę cię puchem pajęczej nici słabej<br />
i rozumu ostatniego ziemi grudkę<br />
i pójdziemy na stację naszą starą w fotografii tak jak dawniej<br />
<br />
stopy twe święte i oczy pokonane<br />
wleką mnie po granicy hadesu i edenu szemrząc<br />
i nie mi one w dłonie twarde dane<br />
w starych futrynach bez okien strachy zawodzą o pustce jęcząc<br />
<br />
tyle milczenia w tobie narosło<br />
tyle cierpienia we mnie narosło<br />
tyle miłości w tobie zastygło<br />
tyle śmiechu we mnie zastygło<br />
<br />
stoję na końcu w ustach ostatni smak tej wargowej krwi<br />
poiła mnie już tak nie raz<br />
nie marszczę brwi bo wiem że tak trzeba<br />
że nie ma nas o jaka szkoda nie ma nas<br />