samotności, bólu, pustki i niemocy
znam je przecież aż za dobrze
każdą cegłę w grubym murze
szukam drzwi w tym pokoju bez klamek
by wyjść i raz na zawsze nimi trzasnąć
rozglądam się za jakimś oknem
by wpuścić do środka świeże powietrze
tutaj jednak nie ma nic
tylko krzesło bez oparcia
stęchły tynk i pod nim myśli
które ulotnić chciałem kominem
ale sufit jest tak ciężki i jednolity
przytłacza mnie gdy patrzę do góry
jest jakby coraz niżej
a mimo to siedzę tu od lat
i czekam aż ktoś zburzy te mury