smagałem ludzi po twarzach
przeszywałem ich bezbronne ciała
teraz wieję z Południa
delikatnie owijam ich swoją bawełną
przynoszę ukojenie
nawet na piaskach Sahary
kiedyś byłem ogniem trawiącym
niejeden stracił swe ręce
chcąc go objąć niewidzialną klatką
teraz stałem się płomieniem świecy
chcę pokazywać drogę w ciemności
kiedyś byłem spokojną wodą
przezroczystym błękitem
lazurową taflą
tworzyłem jednak czasem wiry
jak w prądach rwącej rzeki
pochłaniałem niepozornie
tych, którzy życiem grają w karty