już nie zranią niczyjej stopy
spaliłem wszelkie drewno ziemskie
nikt nie będzie podkładał nam kłód
wyrównałem każdy pagórek na drodze
i nasze słońce nie musi zachodzić
nie wydarłem jednak cierni z ich serc
nie zdołałem wydrzeć mieczy z ich rąk
ciągle więc płynie krew w korytach rzek
zjadamy wciąż ten sam robaczywy owoc
wylewamy wodę na ostatnią pochodnię
a później chcemy ją znów podpalić
nie biorę więc na barki ciężaru Atlasa
lepiej zanurzę twarz w winie Dionizosa
niech się mina cieszy tuż pod gilotyną
niech te dobre chwile trwają, nie przeminą…