lecz nie polską złotą
ale nocą polarną
na złotawych liściach
i jak one upadasz
już się nie podnosząc
gdy rękę wiosenną zobaczysz
leżysz w swej wiecznej kałuży
w miarowym ciągłym pluskaniu
we łzach jak warkoczach komety
w objęciach sennej depresji
latem chowasz się za drzewem
i wiejesz mroźnie przez cały rok
a na tym wietrze twoja pieśń i lament
dudnienie perkusji łzami z ołowiu
uciekasz gdzieś na Północ
daleko od słońca wibracji
i tylko ja w tym upale
będę czuł nieprzenikniony chłód
bo tylko dla mnie on przeznaczony…