Nijak nie mogę inaczej, zaklinam jej nów istnienia
Pamiętnym rankiem wiosennym, cudu maja wstawaniem
Gdym wybrał się zasadzić, na płowe, bezbronne łanie
Jeziorko szumiało barwami, łagodząc surowe wisiory
Boru – który złym cieniem, jeziorka dotykał kolory
Przywarły w trzciniaste okowy, przewiłem oczyma obrazy
Naglem zakątkiem głowy, wyźrenił falban rozmazy
Wiły się w drzew gęścinie, rosnąc co krok ostrzejszą
Hasały w krzewów zrębinie, bliższą i coraz bielszą
Wysnuła zwiewne stopy, malując pejzażem po trawie
Zbliżała się do jeziorka, zamarłem w pełnej obawie
Cichość zstąpiła kurhanów, w jeziorku, borze i trzcinie
W mej głowie niczym poeta, plótł pająk o tej dziewczynie