niewzruszonym jak doryckie filary
popiersiem niepokonanych wodzów
Sfinksem patrzącym z wysoka
ale przecież pomniki nie ronią łez
są momentem zatrzymanym
jak mrugnięcie oka na zdjęciu
jednym tylko stanem
fałszywym i odlanym w bursztynie
a kiedy się rozsypią
już nigdy nie wróci poprzedni stan
będą pieśnią na wiatrach wieczności
my natomiast spopielamy się
każdego zwykłego dnia
przechodzimy niczym przez sito
by wrócić jako feniks zza światów
upadamy po to by wstać jak tytani
podobni do olimpijskich bogów
dlatego dziś nie chcę być kamienny
wolę topić się w swych łez powodzi
by jutro odwracać bieg wodospadów