nosił po głowie pisklę skrzeczące
Co to za matki siwej oddaniem,
rzuca wezbrania szlochań pragnące
Zdał mi się wieczór wonią upstrzony,
jak żyw ocean żądzy głęboki
Co to prześwita przez mgieł gęścinę,
co to ma za nic czerni obłoki
Nim czart zawołał księżyc bochena,
duchy wypełzły zza mroku skrycie
Sercem wojując w myśl ich pragnienia,
widziałem myśli tej sensu życie
Co się zdarzyło? Że nie wypowiem nic prócz
– to było – trwając zajadle
Kto je przegonił? Zmarszczki na czole
– jakby krochmalem wygładzić żagle
Jeszcze za wczoraj pisklę pragnące,
iskr oceany i zgiełku duszki
Teraz zastałem tam martwe morze,
posąg złamany i żółć wydmuszki
Zasnąć mi pora bo na wstawanie,
moich nadziei się ziszczą śluby
I chuć przywoła, skier oceany,
dziecko ptaszyny i zwidów duchy