tę podróż zaczynał przeważnie nad ranem
za horyzontem niebieskim kręgi zataczał
nad moją głową promienie słońca roztaczał
a teraz stąpam po tej brudnej ziemi
nogi sobie raniąc od szorstkich kamieni
na swych stopach ciągnę bolesne kajdany
które mi zadają tak głębokie rany
że ledwo mogę chodzić wciąż się zataczając
i oparcia niestety w nikim tu nie mając
patrzeć tylko mogę wodzić za gwiazdami
lecz niestety przepaść stoi między nami
czekam na Heliosa by po mnie powrócił
choć na jego rydwan ktoś inny się rzucił
krąże więc na dole od ścian się odbijam
a tam w górze Helios z Fortuną mnie mija...