w dwa bezkresne oceany
wyciągamy nasze słowniki
wertujemy kartka za kartką
słowa sklejamy jak modele
mechanicznie i byle szybciej
odwracamy głowę
to w lewo to w prawo
byle nie ujrzeć sztormu
i tych szklanych wielkich fal
które niebawem mają zostać
uciszone taflą nieba
gdy trzeba uścisnąć dłoń
jak na pożegnanie
robimy to tak jakbyśmy
dopiero co się witali
i zaraz rozrzucamy wokół
nasze przywdziane uśmiechy
a przecież w ten sposób dłoń
nie odciśnie się nam w sercach
tak samo jak wzrok nie powie
tego co płynie z wnętrza...