głowę oprzyj na swoich dłoniach,
taka wpół naga, wpół ubrana,
i taka jakby rozmarzona.
Na piersiach leżąc wskazuj gwiazdy,
stopami, miękko i beztrosko,
te które płoną bladym światłem
i te z dziecięcych snów radosnych.
Włosy do ramion miej i tęskne
(tak tylko troszkę za pieszczotą)
i niech się zdają raz srebrzyste
a innym razem jakby złote.
Taką pozostań nim odejdziesz,
do zórz nieznanych i tańczących,
bez pożegnania, bezszelestnie,
jak kropla rosy naga w słońcu.
Kiedy powrócisz - wiem na pewno,
cichym wieczorem, mroczną nocą,
bez powitania siądziesz ze mną
muskając rękę, patrząc w oczy.