Bzą tajemnie w dole niby letnie gzy
Wydrgały powietrzne w trzepoczące sny
Podobne do wzruszeń na mych stóp koronie
Żeby tylko stopy – cały chcę być w rosie
Polegnę we trawie i jęknę w pogłosie
Rozbłysku tych chwil gdzie garść ukojenia
Obleje po ciele wodnego wzruszenia
Stoję po tej trawie i chwieję się z wolna
Upadku poniechać? Zatroskane czoło
Jedna moja strona ciągnie w dół wesoło
Druga zda się gorsza tkwi pierwszej oporna
Minął czas gdzie zieleń słucha świtu kroki
Kropel rozroszonych uleciał w poklasku
Dywan parujący obdarty od blasku
Gorących promyków spadłych spod obłoki
Upaść nie zdołałem – jutro też jest dzień
Skruszę się u łąki – niech jej zniknie cień …