ulice szkła i azbestu
my jak pszczoły w jednym ulu
nie zauważając gestów
zamknięci w swoich metrażach
anonimowi jak duchy
już nie chcemy zauważać
każdy jest niemy i głuchy
samotni w tłumie tysiąca
bez nazwiska i imienia
tacy będziemy do końca
miejski los się nie odmienia
jak numerki w domofonie
wszyscy żyją tu jak zombie
nie usłyszą że to koniec
kiedy anioł już zatrąbi
w tych naszych miejscach cierpienia
ukryci niczym w żałobie
zbyt późno chcemy się zmieniać
leżąc we wspólnym grobie