Słońce wstaje w północnym śniegu
Wilk się budzi, składa łapy
Szarym pyskiem trąca gałązki
Rusza do biegu, ku życiu, ku zimnu
Mijając domy w czerwieni z Falun
Zamarznięte wodospady
i głos szamana
Za dwunastym księżycem
Zmrok nastaje, o barwie fioletu zmieszanego
Zielenią, szarością, granatem
To głos wiecznego Wilka
Dwanaście księżyców na niebie stoi
Jasno usianym aksamitnym granacie
W połaci polany mocne ramiona
To ciało Wilka
Za dwunastym księżycem
Ziemia do góry nogami
Zwierzem za dnia, mężczyzną w mroku
Wieczny Wilk się staje