siedzący jak do zakonnej reguły
wznoszą swój biedny kielich błagalny
ku naszym oczom tak wprost do góry
czasem szelestem przylecą banknoty
niekiedy błyśnie szara moneta
i znów na starcie jak zawodnicy
tam gdzie skończyła się właśnie meta
lecz są kielichy zupełnie puste
skaczące w rytm ulicznych kroków
a mnich ulicy w wielkiej pokorze
siedzi i patrzy na nas gdzieś z boku
my odwracamy gdzieś nasze głowy
jakby nie siedział tam drugi człowiek
nie pozbędziemy się jednak prawdy
wyjdzie nam na wierzch spod naszych powiek