kiedy nie mają moralnej tarczy
wstrzykujemy ten różowy płyn
gdy jeszcze leżą w matczynych łonach
jak przedłużenia nas samych
niespełnionych i poległych
kiedyś nam podziękują
gdy różowe szkła okularów
zostaną rozdrapane pazurami
czarnego dnia powszedniego
i te rysy już pozostaną
jak opatrunek lub bielmo
podziękują za wlany fałsz
szary świt apokalipsy
matowe dni kalendarzy
i za placebo w pastylkach słowa
połykane już z rana jak prozac