rozlewaliśmy do swoich szklanek
smakowało tak witalnie
jak nigdy więcej w przyszłości
wiatr stanowił ubranie
nie trzeba było guzików
żadnego paska do spodni
bo był uszyty na miarę
dziś szklanki stoją w zlewie
brudne od tańca teiny z kofeiną
żadna zmywarka ich nie weźmie
tylko ja będę z nich pił
goryczkę swoich wszystkich dni
wiatr ukrył się w szafie
pewnie gdzieś u sąsiada
mi tylko zrzuca czapkę z głowy
sypie tchórzliwy piasek w oczy
i nie będzie już więcej
moim ulubionym krawcem
dlatego siadam jak głaz na trawie
bo nie chcę być jego latawcem