przesiadywałem na biczu
w karczmach i gospodach
Złotej Wenecji Północy
tracąc resztę groszy i szelągów
bom wielce ukochał rum
Wychylałem szklanice
na brog i krechę
nie za to co jest
ale za to co będzie
Choć ja na rufie
a chłopcy na dziobie
trzymałem ruder steru
i liny żagli rwanych
okrutną wichurą
Czasem wysyłałem ich
na reję po śmierć
kazałem chłostać na gretingu
i kabestanie
innym razem zakuwać w dyby
przeciągać pod kilem
i zrzucać z marsrei do wody
Lecz moi chłopcy rozumieli
reguły tej gry wiedzieli
że stawką jest fortuna
lub śmierć na dnie
A powodzenie wywalczymy tylko
heroiczną pracą i wymuszoną dyscypliną
Jam jest kapitan
pierwszy po Diable
oni potępieńcy
ale bez tej załogi
każdy to wie
że sam nie zbrasowałbym rei
nie wciągnął kotwicy
nie zrefował żagli.