Wieczór był piękny, Złoto- pomarańczowy Aldebaran osiadał powoli, wyglądał dumnie i majestatycznie, nad nimi przelatywały niepoznane ptaki a obłoki zdawały się coraz jaśniejsze. Jeden w kolorze wanilii brzybliżał się niezauważalnie aż musnął twarze Andira i Małgosi. – Jejku Andiro Obłok usiadł, – wiem zawołałem go, w tej samej chwili Andiro delikatnie Gosię pociągnął za rękę i znaleźli się pośrodku ogromnego obłoku. Wznieśli się i lecieli ku gwiazdom, które teraz coraz jaśniej błyszczały.
Trzy księżyce wnet wyjrzały,
niebo gwiazdy rozścieliło,
jakby na nich spoglądały,
jakby do nich właśnie lśniły.
Jaka tu Andiro cisza,
wiatr pozostał gdzieś pod nami,
ptaków dawno też nie słychać,
my wtuleni pod gwiazdami.
Witam was tu świata dzieci,
słowa wokół zajaśniały,
gdzie zmierzacie? Lśniąc i świecąc
Gwiazda się ich zapytała.
Witaj jasna nam Merope,
odpowiedział Andirono,
do Wszechświata ciszy stropu
za mgły tamtej już zasłoną.
Więc kochani do Mgławicy,
aby serca swe nacieszyć
i by oczy też nasycić
lećcie, lećcie świata dzieci.
– Andiro, Gwiazdy żyją? – Tak Małgosia żyją, jednak przemówiła też dlatego że masz czyste serce. – Tak?
– Tak. Gwiazda gdy chce coś powiedzieć to niepotrzebne są jej słowa, jednak inaczej byś jej Małgosiu niezrozumiała, jeszcze nie teraz, ten dar przyjdzie niedługo jeśli go pragniesz.– Pragnę.
– Wiesz kochany Andiro że czuję czasem jeszcze przepyszny smak Aialii, powraca do mnie tak wyraźnie jakbym jej znów próbowała, czuję wtedy jak wypełnia mnie miłość i chciałabym nią obdarować każdego komu jej braknie.– To piękne Małgosiu jest co mówisz, Aialia jest drzewkiem miłości, ty miałaś ją w sobie już wcześniej, każdy ją ma ale wielu ją odrzuca wybierając zło.– Aialia pozwala odnaleźć w sobie to co jest najcenniejsze.
– Ludziom?– Nie tylko, Eunom, Uerom, Rapidianom,
Isom, Aronom, Seurom i wielu innym cywilizacjom, ludziom też.– Człowiek Małgosiu bardzo często siebie traktuje jako zdobywcę, nie licząc się ze słabszym, liczy się z wszechświatem ale chciałby zagarnąć z niego ile się da. Każdy dzień jest dla człowieka szansą na zmianę. Jeśli barbarzyństwa dokonują osoby cywilizowane
posuwając się często do unicestwienia czy to jednego istnienia, plemienia czy państwa i na popiołach próbują budować własne imperium i szczęście, nie zbudują go tak nigdy a przeniosą winę na pobratymców i potomnych, jeśli i jedni i drudzy będąc świadomym wyrządzonych krzywd
szczerze nie współczują istotom skrzywdzonym
i szczerze nie potępiają istot krzywdzących. – Wiem Andiro, wcześniej to czułam.– Wyobraź sobie Małgosiu planetę w odległości stu tysięcy kilometrów od ziemi o obwodzie dwudziestu tysięcy kilometrów zamieszkałą przez mieszkańców żyjących w zgodzie z najwyższymi wartościami, jednak nie słyszących o żadnej z religii i wyobraź sobie Małgosiu że planeta ta jest bogata w ropę, cenne metale, kruszce, mężczyźni byli by łagodni a kobiety atrakcyjne. – Wyobraziłam. – Ci ludzie Małgosiu którzy mieliby możliwość zorganizowania takich przelotów zorganizowaliby je, mężczyzn by w większości unicestwiono ze słowami pogardy, a kobiety chyba wiesz... później wydobywaliby wszelkie złoża do których by dotarli pod różnymi flagami.– Tak, to okropne na szczęście nic takiego nie nastąpi.
– Nie nastąpi Małgosiu ale dlatego że owa planeta choć jest jeszcze bliżej to jest dla człowieka niewidoczna, nawet kroku na niej postawić nie umią a Ernanie, zamieszkujący ją nie są cywilizacyjnie bardzo wysoko rozwinięci jednak duchowo tak a przy tym mili i naturalni. – To oni mieszkają jeszcze bliżej ziemi niż księżyc?
– Tak, ludzkie oko ani ludzkie urządzenie nie potrafi zazwyczaj dostrzec pojedynczych istnień a nawet całych planet i cywilizacji. – Ale są Andiro ludzie pełni dobroci i miłości, nawet wielu takich poznałam.– Są i to jest piękne Małgosiu. – Więc czemu i oni nie mogliby ujrzeć tych światów?– Oni by mogli, gdyby najpierw uwierzyli, po dłuższym czasie ujrzeliby obok siebie bardzo gęstą mgłę, jeśli by ją długo rozgarniali rękami wtedy ujrzeliby miejsca, postacie, rośliny i zwierzęta, jednak za pierwszym razem obraz nie byłby zbyt długo wyraźny. – A czy Ernanie też by ich widzieli?– Tak, widzieliby, ale gdzie wtedy Andiro byliby ci ludzie na ziemi czy na ernie?
– Dopiero gdy obrazy stawały by się coraz dłuższe i wyraźniejsze wtedy mogliby opuścić ziemię ale jeśli Erna – Planeta by pozwoliła. A z ziemi Andiro, jak długo mogliby się przyglądać Ernanom?– Tyle ile Ernanie chcieliby ukazać, tyle Małgosiu by mogli zobaczyć.
Wokoło przelatywały fioletowo różowo szare drobinki, podświetlane przez którąś z wyłaniających się gwiazd wyglądały jak magiczny pył. Andiro lekko pociągnął Małgosię do siebie na co ona się uśmiechnęła i przysunęła się jeszcze bliżej. Zaczęła mu delikatnie gładzić włosy, potem dotykała twarzy, robiła to trochę w taki sposób jak osoba niewidoma ogarnięta szczęściem bliskości ukochanej osoby. Galanteon Andira i jej suknia zsunęły się jak za dotknięciem czarodziejskiej rużdżki. Okryła je część obłoku który niósł ich ku odległej mgławicy. Każdy oddech Andira niósł w sobie westchnienie napotkanego szczęścia, każda jego pieszczota sprawiała jej ogromną przyjemność a jego oczy zmieniały barwę z zielonych na piwne. Delikatnie pchnięta przez Andira pociągnęła go na siebie, całował ją w usta
głaszcząc płowe włosy i chwilami mocniej tuląc.
Małgosia zacisnęła palce na dłoniach Andira, odwzajemnił uścisk, wchodząc głębiej jęknęła. Na chwilę zastygł po czym jego ruchy stały się dość szybkie i miarowe. Z każdym następnym czuła narastającą rozkosz, jeszcze chwilę temu była wilgotna, teraz stawała się mokra, szczęśliwa i coraz bardziej wyczerpana. Rozluźniła trochę uścisk, poczuła jeszcze przyjemne ciepło rozchodzące się... aż do przymkniętych powiek.
Małgosia budziła się w objęciach Andira. Naga i piękna. Miliony kryształków odbijało światło jednej niewielkiej gwiazdy, rozstępując się jakby wskazując im drogę. Po chwili zaczęły rozpraszać się w najróżnejsze strony, Małgosia obserwowała to zjawisko odprowadzając niektóre drobinki wzrokiem. Pocałowała Andira który dopiero co się ubrał, sama też chciała się ubrać, jednak właśnie wtedy ich oczom ukazała się mgławica. Pulsowała czerwonym światłem a naokoło rozlewała biel zamieniającą się w jasnoniebieską gęstą łune.
– Ach Andiro, spójrz kochanie
powiedziałaś mu w zachwycie
– niech nasz obłok tu przystanie
– piękną widać stąd mgławicę.
– Obiecałem ci, pamiętasz
– kiedy z Plei patrzyliśmy
– spoglądałaś uśmiechnięta
–teraz ona jest tak blisko.
– Ach Andiro, ach kochany
– jakby wielki rubin w środku
– co lśni w białym oceanie
–karmi oczy, karmi dotyk.
– I jak serce tak pulsuje
– które jakże jest gorące
– naokoło promieniuje
– barwą tęczy, barwą słońca.
– Zmysłów swoich nie policzę
– gdyż przybyło ich aż tyle,
– tańczą wszystkie teraz w ciszy
– i wachlują jak motyle.
– Lśnij przepiękna tu mgławico
– my na Pleję już wracamy
– między gwiazdy, poprzez nicość
– uroczymi bezkresami.
– Andiro, czuję się tak niezwykle, słyszę każdą cząstkę otaczającego nas życia, słyszę gwiazdy. – Widzę planety które wcześniej były skryte dla moich oczu, jakie to piękne porozumiewać się bez słów, ale chcę do ciebie mówić.– To jest ten dar Małgosiu który otrzymałaś od mgławicy. – Dziękuję, podziękowałam jej, wiem że mnie usłyszała,– usłyszała. – Jejku Andiro ja cały czas byłam naga, miałam się ubrać... Wstydzę się teraz,
tak trochę.– Eh Małgosia... Andiro przyłożył palec do jej ust, ucichła, kucnął przywierając do bujnego łona. Kocham cię Małgosia, odpowiedziała mu w myślach, uśmiechnęli się.