twoje dłonie są nazbyt pośpieszne,
nie muskają, nie pieszczą, lecz ranią,
palce twarde się stały i grzeszne.
Proszę szyi nie ściskaj tak mocno,
przecież słowa wymówić nie mogę,
język lepkim się stał, oddech obcym,
i ułudnym okazał się ogień.
Nie przepraszaj, wszak nic się nie stało,
tylko patrzeć na ciebie nie umiem,
nawet gdybym zapłakać gdzieś miała,
to samotnie z jesiennym poszumem.