leżę na ziemi w popiele winy
straciłem skrzydła co były dane
na swojej duszy mam odleżyny
serce zatrute bólem i smutkiem
krwawi po zmroku pustymi łzami
jak czarna owca jestem wyrzutkiem
lub może wilk z ostrymi kłami
pozwól mi Jezu odnaleźć drogę
tam gdzie latarnia świeci jak słońce
bo pragnę iść lecz już nie mogę
każdy początek jest moim końcem
otul mą nędzę swym świętym Duchem
namaluj uśmiech na bladej twarzy
to moje życie nad wyraz kruche
Ojciec już dawno na szalach zważył
składam swe ręce i szepczę w ciszy
z przeprosinami za wszystkie czyny
bo wiem że szepty na górze słyszysz
i pragnę Panie odpuść me winy