resztka kapie na mój parapet
wciąż nakazuje mi się odwracać
słuchać koncertu umarłych
już widać pod nim świeżą trawę
nieznany dotąd zapach wiosny
rwącą rzekę wymazującą wspomnienia
która zakłada szwy na bolące rany
robi ciepły okład odmarzniętym sercom
lecz nadal jest jakoś dziwnie
choć wody potopu opadły
a klucz żurawi ukazuje otwarte drzwi
tam gdzieś z tyłu wciąż topnieje stary rok
i puka łzami monotonnie w parapet
wręczając ten sam znany pakiet nut
bym go przekazał nowemu porankowi