może w końcu zacznie działać
dzień już mnie nie osaczy
świetlistymi neonami
zdejmuję zarysowane okulary
zasuwam powieki piekących oczu
i maluję ludzi w kolorach
bez czarnego tła i szarych zakrętów
nad ranem boję się bladego lica brzasku
który oplata się wokół mojej szyi
niczym współczesny wąż spod rajskiej jabłoni
i zaprasza na ziemskie widowisko
połykam więc znaną pastylkę
i idę na targi nowej ludzkości
gdzie białe dusze wiszą na lince
a stare ubrania wyrzucono w ogień