jakby o wczoraj nikt nie pytał,
muśnięcie dłoni i ust smak,
pościeli dumna, aksamitna.
Ciche westchnienie, słodki brzeg,
w spojrzeniu miłość bezimienna,
poza oknami mróz i śnieg
i wiatr przeciągły, i noc ciemna.
Odnajdzie nas, zbłąkany świt
w rumieńcach płonny, atłasowy,
powoli będzie z oczu nikł,
przez chwilę smutnych, rozmarzonych.
A potem wróci tak jak sen,
zaczarowanej nocy letniej
i się zamieni w biały dzień,
taki zwyczajny, trochę wietrzny.