Marszcząc nieboskłon na jeziornym odblasku,
Lotem co dolinie nadaje zdobienie,
Mknie pośród drzew zamknięty w potrzasku,
I puszy klony tak strojne w swym bezmiarze,
I wydzwania pieśni liściem jaworu,
A wtem opada wonny w nasze twarze,
Kreśląc łzy, co płyną wedle jego wzoru,
I śpiesznie mi Cię kochać wśród lśniwa znad konarów,
Nadaremnie szukać niedosiężnej pieszczoty,
Na oślep idąc w głąb ruczaju twych czarów,
Co zaklęciem bieg mu nadaje, uśmiech szczerozłoty,
Przybrana w dotyk siadasz w opadłe liście,
A stopami na zwiady wchodzisz do wody,
I widzą to anioły w odbiciu przejrzyście,
Zazdroszczą mi dotyku – a tobie urody,
Przygryzasz wargi tańczące przez dreszcze,
Co u zębów zapodziane w czerwieni,
Pragną, a pragnąc chcą jeszcze,
Pocałunków zapodzianych w zieleni,
I stał się wiatr wieszczem naszego spotkania,
Pędząc co sił w jednym okamgnieniu,
Był świadkiem naszego kochania,
Oddając co widział drzewom w skupieniu,
Owad zazdrośnik gdzieś w trawie chrobota,
Co wywróżył z liści nie zdradzi nikomu,
I z tajemną wiedzą dokonał żywota,
Może wiatr podglądał go po kryjomu?
Wzrok mój nie zniesie rozłąki tego ciała,
Co pieszczę je opadłym z podobłocza piórem,
Chwili co wraz z wiatrem zdaje się, że uleciała,
W odgłosie drozda, co zdawał się być chórem,
Wszelkie modły o zbawienie stały się zbyteczne,
Na próżno żalu szukać w tej namiętności,
Wobec chwil, co chciałbym, aby były wieczne,
Wobec od bogów wszelakich, większej tej miłości,
Stokrotka na wietrze w oddali szlochała,
Szepcząc w wiatr baśń o motylu,
Co pocałunkiem swych płatków tak go ukochała,
Że płacze za jednym, choć było ich tylu,
A wiatr niewzruszony przez palce się miota,
Bezwstydny, odmienny, spragniony bezmiaru,
Podobnie jak palców moich pieszczota,
Bezwstydna, odmienna, spragniona twego czaru,
Zmierzchu ostatnie dosięgają nas odmęty,
A w mroku samotność, skrywa się w głębinie,
Wtem znów bezpowrotnie staję się przeklęty,
Wspomnieniem wietrznym o tamtej dziewczynie.
Dawid Głodek
http://remotiusrex.blogspot.com/