wciąż pali zgaga po konsumpcji wczoraj
z minionej spalenizny zbieram popiół
od płonących mostów odpalam papierosa
w głowie dudnią twoje słodkie słowa
każdy dzień jest nowym zamkiem z piasku
z kulminacją wielkiej wieczorowej fali
bezkształtną mokrą szaro burą gliną
nie chcę już przełykać setek nowych cierni
od tych wszystkich róż które zwiędły w dłoniach
słono gorzkich łez niczym morskie fale
napływających kaskadowo od pierwszych stron świtu
dziś potrzebuję leku na serce
wyrywało się do ciebie przez te wszystkie lata
jednak tą poprzeczkę ustawiono wyżej
więc proszę naucz mnie chodzić po szczeblach