tańczyła panna Lutka
w spódnicy żółto-białej,
w beżowej krótkiej bluzce.
On pewnie, lecz pomału
taneczny gubił krok
i przywarł całym ciałem,
cóż to? cóż to? cóż to?
Dla siebie, może dla niej
w dekolcie utkwił wzrok,
ach cóż to Marcepanie?
Cóż to? cóż to? cóż to?
Okręcił nią dwa razy
i podarował kwiat,
Alutka stała naga,
...to wiatr, to wiatr, to wiatr...