skroplił się rosą gdzieś na płatkach róży
i pojaśniały wszystkie wątłe kwiaty
jak ciemne niebo po potężnej burzy
każdego lata wkrada się z wieczora
zasiada ze mną w ławce pod jabłonią
i wówczas nie wiem czy tej nocy śniłem
tak upojony będąc jego wonią
nad ranem cisza puka do altany
siedzimy razem stopy tuląc w trawie
nadal rozmyślam czy Twój zapach wrócił
czy może śniłem o nim jak na jawie
i gdy przeminie lipiec razem z sierpniem
umrą ogrody pod stopami grudnia
wciąż pozostanie jedna rzecz na wieki
tęsknota głębsza niż bezdenna studnia