łączy się z obłokiem horyzontu
trwa wieczny szary świt
lub bezczas w sinawej przestrzeni
tam moja ławka na skarpie
pusta plaża skuta lodem
przemoknięte stare palto
skamieniałe słowa rozrzucone w nieładzie
tam mój początek i koniec
bezludna wyspa zabawy w Crusoe
SOS wypalone w zmurszałym sercu
krzyk wracający ze stromego zbocza
nie znam innego świata
gdzie spojrzę niebo schodzi do morza
po czarnych chmurach czterej jeźdźcy
ból smutek rozpacz beznadzieja
czekam na bezpowrotne
a to przecież bardzo długo