ulice chłodem, mrokiem się okryją,
w spojrzeniu nagim i z wiatrem swawolnym
jawić się będą jakoby niczyje.
Westchnienie ciche, ze snu zbudzi ptaki,
jako niemowy na drzewach stojące,
aż ktoś podniesie podeptane kwiaty,
rozrzuci lekko po zalotnych łąkach.
Napełniać będą się liche spichlerze,
panny wybiegną, szczęśliwe zatańczą,
staruszka ciszę ozdobi pacierzem
i stół jabłkami, słodką pomarańczą.
Barwne motyle i ćmy razem siądą,
dzień nie poróżni, wieczór nie rozdzieli,
to na bławatkach, kapeluszy rondach,
w świergocie głośnym, świergocie weselnym.