by stać się publicznym lustrem
odbiciem nocnych chmur
porankiem w pomarańczowym pokoju
zbyt mocno stąpałem po ziemi
teraz inni kroczą po tych śladach
nie widzą jednak pustych wieczorów
gdy pod stopami rodzi się przepaść
już nie wzbiję się jak ptak
nie wzlecę na widok gapiów
przecinam przestrzenie tuż nad ziemią
gdzie ludzki wzrok nie sięga
zbyt krótki jest i próżny
kradłem łzy mijających i mijanych
by stać się ich sitem
poławiaczem gęstych smutków
które tkałem na własnych krosnach
ale już teraz nie jestem
odeszła na zawsze tamta wiosna