Błyszczy dom, który chwiejnie wśród świateł się tworzy,
I lekko wygięty w wichrze co przygrywał do umarłych śpiewu,
Mizdrzył się w ugięciu, fałszywie dając ukłon niebu,
Tym pląsem to coś wabi, to staje, to się miota,
Nieżywych źrenic nie dojrzy - co przyjdzie im ochota,
To dusze - zda się, zaklęte w powietrzność,
To migoczą, to błyskają, to gasną w bezkresność,
Topiąc wszelkie barwy swym błyskiem w argonicie,
Zaklinając weń historię ciała, co niegdyś znało życie,
Te barwne strugi świateł tłoczą się w jednym znoju,
Zamknięte tak w bezczasie, wszystkie swego pokroju,
Błękitne oczy topielą spojone w są niebieskość,
Tak przeistoczą błyśnień strzępy w mroku,
By innych iskrzeń utrzymać się w kroku,
Co zbrodni swych uświetleń odczuwają konieczność,
A w otchłań za nimi weseli się jakieś lśnienie,
Kolejnych zbójców, nierządnic, cieni i świateł skupienie,
Aż im widmo nieznanych kolorów zmiesza się w tej rodni,
By diablić się wraz z grzechem na wzór nowej zbrodni,
A w tym jedna barwa mieni się w skupieniu,
Jam purpurą iskrzę w całym barwnym lśnieniu..
Dawid Głodek
http://remotiusrex.blogspot.com/