niczym winogrona dojrzałe do żniw
zapomniane lecz nie umarłe
przecinają nasz syjamski twór
na dwoje
widzę cię bez figowego liścia
tak jakby wzrok dopiero się narodził
stoimy na własnym małym sądzie
w szarym pokoju który nas oglądał
mającym do dziś barwę tęczy
może jeszcze powrócą te wyszeptane
tajemnice mówione na ucho w ciemności
by na powrót scalić to co jest stłuczone
wymieszać gradowe chmury z lazurem nieba
a może gdy się tak bardzo kocha
słów wcale używać nie trzeba