gdy wciąż umierałem wraz z każdym zachodem
i dzień gdy topiłem w szarym smutku słońce
rzuciwszy je mocno na tą mętną wodę
pamiętam też ranki i chmury z żelaza
gdy stałem sam w deszczu na środku chodnika
tak bardzo pragnąłem ci wówczas pokazać
że kiedy się kocha to słońce nie znika
lecz ciebie nie było i nigdy nie będzie
czekałem tak długo aż lato przekwitło
i słońce na niebie już dla mnie nie wzejdzie
zanoszę swą prośbę zbyt cichą modlitwą
tak pragnąłbym uciec z daleka od myśli
do cudnych ogrodów i z tęczą nad głową
lecz nawet w ogrodach ten sen znów się przyśni
gdy idę wśród kwiatów w pogoni za tobą