nie ma ona kształtu nie przychodzi w bieli
jednak tracą zmysły niczym obłąkani
wszyscy ci co kiedyś miłość już ujrzeli
siada nam na sercu niczym motyl w trawie
jest jak statek w porcie który zakotwiczył
bo gdy się rozleje tak jak tusz na kartce
trudno wówczas myśli w swoje głowie zliczyć
nigdy jej nie zrodzisz w swoim małym sercu
glina twoich palców nie zawiera tchnienia
Pan Bóg nam ją daje tak jak swoim dzieciom
bowiem tylko miłość może serca zmieniać
czasem bywa cierniem zsyła do otchłani
by tam w ciszy umrzeć i zastygnąć cieniem
w życiu nieraz trzeba być na swoim grobie
zamiast kwiatów składać szary duży wieniec
nie ma bez miłości sensu dla człowieka
ciało razem z duszą nie jest litą skałą
proszę daj mi Jezu choćby odrobinę
w moim życiu ciągle tego jest tak mało