szukałem samego siebie, na początku wojny<br />
<br />
znów idę i widzę ulicę, po obu jej stronach <br />
ciągnie się chodnik, szeroki na moje ramiona<br />
w oddali drga, wiem już, marmur, miejsce wielce święte<br />
poddane świętemu panu i świętej panience<br />
dalej pomniki i wieże, z wypalanej kości<br />
pobudowane przez sojusz robotniczo-chłopski<br />
i jeden, może dwa mury, ku czci i pamięci<br />
tych którzy wierzyli zaciekle i tych co odeszli<br />
<br />
znalazłem miejsce i miejsca, odcisk dłoni w formie<br />
pełnej niedobrych nawyków, przemyśleń, upomnień<br />
kawałek mnie samego, nazwisko i imię<br />
i radość że na złość losowi, przetrwałem, przeżyłem<br />