marznie w oczekiwaniu na jutrzenkę
topnieją pierwsze sople na gałęziach
krople odmierzają czas jak zegar
chmury są dziś wielkim monolitem
płatem materiału na sinawym niebie
bielą się jak mgła w ołowiane cętki
zjadając promień słońca nim dotrze do celu
zanim wzejdzie jutro zniknę
wraz ze śniegiem pod kępą trawy
słońce wyrówna błotne drogi
pod swe jaskrawe cytrynowe buty
nie ma pierwszych kwiatów na łące
ktoś powyrywał im płatki rozrzucił dookoła
już nikt z żyjących nie wskrzesi co umarło
i tylko miłość bukiety rodzić zdoła